O powrocie do domu całą wojnę marzyłem,
Zawsze byłem cierpliwy, nie liczyłem na cud.
No, a on był nerwowy... Kiedyś spóźnił się chwilę
I nie zdążył manewru wykonać, wpadł w korkociąg i strącił go wróg.
O nic więcej nie spyta,
Nic nie będzie już czuł.
No, a ja łzy przełykam
I wspominam ten bój.
Lecz wspominam daremnie -
Zamilkł już jego głos.
On był lepszy ode mnie,
No, a mi sprzyjał los.
Nawet nie pomyślałem, by na tylach gdzieś siedzieć,
Ale kobiet spojrzenia przeszywały mnie wciąż,
Bo tak na mnie patrzyły, jakby chciały powiedzieć:
“Gdybyś ty tam na wieki pozostał, może przeżyłby wojnę mój mąż.”
Stale widzę jak płaczą
I jak ręce im drżą,
Razem z nimi rozpaczam,
Że wdowami dziś są.
A więc je przeprosiłem:
“Nie ocalił mnie Stróż.
Przez przypadek wróciłem,
Miałem szczęście i już”.
On przez radio powtarzał: “Musisz przeżyć! Wytrzymaj!”
Potem coś zatrzeszczało i zagłuszył go szum.
Wznosiliśmy się w górę, gdy się walka skończyła,
On w tych rajskich przestworzach pozostał, no, a ja skierowałem się w dół.
Ale rajskie lotnisko
Było zimne jak stal.
Pilot ujrzał je z bliska
I ogarnął go żal.
Tak się życie skończyło,
Los westchnieniem go zbył,
A więc ja powróciłem,
Jemu zaś brakło sil.
Będę winę odczuwał, choćby lata minęły,
Wobec tych, co zginęli, wobec lepszych niż ja.
I choć nam się udało wylądować u celu,
Niejednego dziś męczy sumienie, męczy tego, kto jeszcze je
Widać ktoś pomysłowy
Takie życie nam dał -
Krótkie jak pas startowy,
Lakoniczne jak strzał.
Wielu żywot straciło,
Jakby warty był grosz.
A ja jednak wróciłem,
Nie dopisał mi los.
|