Śnią mi się szczury, diabły, damy w czerni. Krzyczę przez sen w rozpaczy: “Idźcie precz! Znikają, ale zjawia się przede mną Starzec. I mówi: “Smutek winem lecz. Napij się wina i gdy spojrzysz wstecz, W twym sercu radość zbudzi się niezmierna. A czegóż nadto mógłbyś jeszcze chcieć...” Znów jestem sobą, swym zasadom wierny, I zamiast tego, by być nieśmiertelnym, Przed sobą wolną drogę chciałbym mieć. A gdy już na mnie los zarzuci sieć, Gdy śmierć dopadnie, jak ofiarę miecz, Nie płaczcie, proszę, bądźcie miłosierni!
* * *
Znów czytam “Fausta” z bólem i z goryczą, Znowu koszmarny nocą widzę sen, W którym Cyganki dni do śmierci liczą... Datę, godzinę, miesiąc - wszystko wiem. Proszę cię, Boże, datę oraz dzień Zachowaj, jeśli możesz, w tajemnicy, Albo w ostatniej chwili nagle zmień, Żebym nie czekał, żebym dni nie liczył, By mi za życia nie palono zniczy, Żeby żałobny przy mnie nie brzmiał tren. Pośpiesz się, proszę, bo w mym domu sień Już okupuje straszny czarny cień... O, dobry Boże, ocal moje życie! ...I zamiast tego, by być nieśmiertelnym, Przed sobą wolną drogę chciałbym mieć. A gdy już na mnie los zarzuci sieć, Gdy śmierć dopadnie, jak ofiarę miecz, Nie płaczcie, proszę, bądźcie miłosierni!
© Marlena Zimna. Tłumaczenie, 1994