Znowu koszmarny mnie przeszywa dreszcz,
Serce grzmi we mnie, niczym w beczce kamień.
Siedzi w mej duszy zły kudłaty zwierz
I rozdrapuje rany me łapami.
To nie sobowtór i nie drugie „ja”,
Żadnych wyjaśnień nikt tu nie wymyśli.
To moje ciało: krew i dusza ma,
Tego nie znajdziesz w książkach science fiction.
Gdy przyjaciele, widząc smutek mój,
Mówią: „Znów chyba zajrzy do kieliszka...”,
On mi zadaje rozpaczliwy ból,
Za mnie oddycha i energią tryska.
On stale czeka na rozpaczy dni,
Za mnie napisze wiersz i pieśń zaśpiewa,
Nagle brutalny stanę się i zły,
I bliskich zdradzę i przyjaciół sprzedam.
Wzbudzić współczucie - to nie dla mnie cel.
Nie żal mi życia, niech je weźmie całe,
Lecz nie wybaczę sobie chwili tej,
Gdy jego racje nagle zwyciężają.
Jeszcze wykrzesam z siebie resztki sił,
Teraz już cudów żadnych nie dokona:
Jad sobie wstrzyknę w usta i do żył -
Niech żre, niech zdechnie - wreszcie go pokonam!
|