Czemu tyle w sobie mam dość grubiańskiej siły?
A spróbujcie to, co ja, przeżyć chociaż raz!
Ponoć moja mama mnie w czepku urodziła
I na szczęście dała mi purpurowy pas.
Czemu zatem jestem wciąż smutny i ponury?
Czemu już za młodu mam na swych skroniach szron?
Zdrowie po tatusiu mam. Po tatusiu, który
Rozum mi do głowy wbił, gdym opuszczał dom.
W łaźni ze mnie myśli złe wrzątkiem wyganiali,
Razów też nie szczędził mi mój niedobry los,
Żebym wykształcony był, zdrowy - jak ze stali,
Żeby niczym kryształ brzmiał mój pokorny głos...
Śpiewałbym piosenki wam o zielonych łączkach,
By się przy nich zrelaksować każdy słuchacz mógł.
Każdy by mi mówił: „Zuch!”, każdy ściskał rączkę...
Lecz aksamitnego głosu nie chciał dać mi Bóg.
A ja chciałem śpiewać wam prawdę prosto w oczy,
Żeby chociaż raz na szczerość się odważył ktoś!
Zaśpiewałem. I mój krzyk wszystkich zauroczył,
Wcale was nie zgorszył mój zachrypnięty głos.
Skąd się zatem wzięły te kłamstwa i obelgi?
Lud, świadomy mocnych słów, trafny ceniąc rym,
Jak wyroczni słuchał mnie, choć zbierałem cięgi,
Tych dokonań zmarnotrawić nie pozwolę im!
A przypowieść głosi tak: pewien Sługa Boży
Krzyż swój dźwigał. Lecz miał wszy. Życie stracił, gdy
Bliźni głowę ścięli mu, martwy jest, niebożę,
Bo uznali: tak najprościej usuniemy wszy.
|