Sam jestem winien, ale teraz
próżny płacz,
Wjechałem w cudzą koleinę.
Muszę stać
W głębokiej i szerokiej bruździe.
Cały czas
Przed siebie śmiało podążałem,
no i masz!
Ktoś ugrzązł tu któregoś dnia,
Teraz się w błocie ślizgam ja.
Koleina jest grząska, że hej,
I niełatwo wydostać się z niej.
Przez przypadki odmieniam ją więc,
Przeklinając siarczyście, jak szewc.
Właściwie, co tak złości mnie?
Wszak nie jest źle...
Bywało gorzej, a tu postój
w nocnej mgle.
Przede mną, za mną droga prosta,
niczym stół,
I pełny spokój, skąd więc trwoga,
skąd ten ból...
Ot, przerwa w trasie - zwykła rzecz,
Można coś wypić i coś zjeść.
Wokół pełno tu śladów od kół,
Nie ja jeden wjechałem w ten muł.
Tak, jak inni, się wciągnę w tę grę,
Tak, jak oni, dojadę, gdzie chcę.
Był taki jeden, co się rwał,
co nie chciał stać,
I głupio zrobił, za wygraną
mógłby dać.
Wysiłek go kosztował sporo,
opadł z sił,
I silnik całkiem zakatował,
zatarł w pył.
Ale poszerzył opon ślad -
Ten, w który mój samochód wpadł.
Jego ślad się urywa wśród łąk,
Bo przezornie zabrano go stąd,
Żeby nie mógł następnym, jak ja,
Już przeszkodzić ugrzęznąć do dna.
I właśnie na mnie dziś trafiło,
olej wrze,
A ja i tak nie jadę wcale -
ślizgam się.
Trzeba by wysiąść, wąski z desek
zrobić tor,
Ale czy warto? Może wezmą
mnie na hol...
Jednak na darmo łudzę się,
Bo w cudzej koleinie tkwię.
Chętnie splunąłbym błotem i rdzą,
Coraz głębiej zapadam się w nią,
A że grzęznę, jak tylko się da,
Inni głębiej ugrzęzną, niż ja.
I pot mnie oblał: wokół las,
daleko świt,
Co zrobię, gdy nie będzie tędy
jechał nikt?
I nagle patrzę, jakiś strumyk
rozmył brzeg,
Kawałek dalej koleina
kończy się!
Błoto spod kół mi leci w twarz,
I mówię sobie: „Radę dasz!”
Kto następny? Nie róbcie, jak ja!
Jazda za mną to zbyt duży błąd.
Moja już koleina jest ta,
Tylko swoją wyrwiecie się stąd!
|