Mieszkańcy starej Czarnogórcy
W pośpiechu poznawali świat, -
Żyli, na czarne patrząc chmury,
Nie dłużej niż trzydzieści lat.
A zginąć żaden z nich się nie bał,
Gdy krwawy bój obwieszczał róg.
Zanim przyjaciel go pogrzebał,
Niejeden w ziemi spoczął wróg.
Syn Czarnogórcy dobrze wiedział,
Że broń przy sobie musi mieć.
I do niewoli nikt go nie wziął,
Bo od niewoli wolał śmierć.
A on naprawdę życie kochał
I chciałby przeżyć cały wiek
W kraju, gdzie woda piasek złoty
Płucze, formując morza brzeg.
Garściami czystą wodę pili.
Nie plamiąc hańbą swoich szat,
Nie znali zdrady, ale żyli
Nie dłużej niż trzydzieści lat.
Ich żony, wrogów się nie bojąc,
Chowały dzieci w górach, by
Synowie, broń do ręki biorąc,
Umierać śladem ojców szli.
Jak, dzielnie znosząc ból, cierpiały
Sam jeden chyba widział Bóg,
Bo, kryjąc w dłoniach twarz, szlochały,
Żeby nie słyszał płaczu wróg.
Twarze czerniały im z rozpaczy,
Jak w garści - ziemia żyznych gleb, -
I zmierzch na góry czerń roztaczał,
Kiedy dopalał ogień się.
Nikt co do tego nie miał złudzeń:
To była zemsta, a nie cud, -
Samospalenie gór i ludzi
I niepokornych istot bunt.
Jak pięć stuleci bożej kary,
Szlachetnej nienawiści żar,
Nie gasły pięćset lat pożary
I jasny płomień serca grzał.
Czas szybko zmieniał Czarnogórę,
Lecz jak by się nie zmieniał świat,
Nie szanowano tego, który
Żył dłużej niż trzydzieści lat.
...Już raz urodzić mi się przyszło
I raz, jak wszyscy, będę żyć...
Szkoda, że drugą mą ojczyzną
Nie może Czarnogóra być!
|