Nad ziemią, niewysoko,
Gdzie promień słońca padł,
Pod stałe czujnym okiem
Kwitł w sadzie róży kwiat.
Nie było mamy w domu,
Jej tata przepadł gdzieś,
Lecz w chłód ją Kasztan chronił,
W upały poił deszcz.
Z daleka, czy też z bliska
Ktoś tajny dawał znak,
Lecz Róża oczywiście
Dojrzała go i tak.
On wdzięku wzorem służył,
Maniery miał, lecz cóż...
Niejednej młodej róży
Aromat wdychał już.
Rzecz jasna nie był chamem,
Na imię Narcyz miał...
Szlachcianką była mama,
Na giełdzie tata grał.
Przed Różą skłonił głowę
I wyznał: „Kocham cię!“
I ona na te słowa
Nabrała łatwo się.
Aż raz z samego rana
Lowelas, sprytny gość
Oświadczył: „Ukochana,
Z ogrodu do mnie chodź!“
Czy mogła któraś dama
Się oprzeć słowom tym?
I Róża tak jak stała
W nieznane poszła z nim.
Wszystkimi jej płatkami
Zawładnął złudny żar, -
Zajęta była mama,
Bez liści Kasztan stał.
Szukała Róża szczęścia
I nie widziała jak
Z miłości do niej cierpiał
Dojrzały prawie Mak.
Lecz losem swym niełatwym
Przejmowałby się któż...
Opadły wszystkie płatki
I Róży nie ma już
Zostało tylko w Maku
Wspomnienie słodkich snów, -
Jak dziecko Kasztan płakał,
Gdy wiosną zakwitł znów.
|