Strażnik złapać nas mógł,
Bo i plan głupi był -
Żeby zwalić go z nóg
I - przed siebie co sił.
Mróz na wskroś nas przenikał,
Uciekaliśmy w las,
Wprost na oczach strażników,
Tonąc w śniegu po pas.
W szeregu oddział szybko ustawili
I karabiny odezwały się,
Ze świstem z broni kule wystrzeliły
I poleciały na sylwetki dwie.
Reszta padła na brzuch,
Kładąc dłonie na kark.
Konwój gonił nas dwóch,
Czując już przedsmak kar.
W lufach ołów rozgrzany
Aż się prosił o strzał...
Ktoś na muszkę był brany,
Jak wbijany na pal.
Już nam do celu brakowało mało,
Ale wartownik wciąż wytężał wzrok.
Sylwetki nasze w celowniku drgały, -
Zabawna scena. Nierozważny krok.
Chyba sprawdzić już czas
Z kim wypadło mi biec,
Komu marzy się las,
Kogo też czeka śmierć...
Chyba gdzieś go widziałem,
Choć przelotnie, zza krat.
„A więc ile, - spytałem, -
Do odsiadki masz lat?“
Za późno, bo już kule go trafiły
W dwie ręce, w głowę, w plecy - wyszedł krzyż.
A ja wciąż biegłem. Biegłem i wierzyłem,
Że jednak zdołam cało z tego wyjść.
Nie widziałem jak padł,
Obejrzałem się, gdy
Leżał w śniegu na wznak,
Niemal tonąc we krwi.
Myśli w skroń uderzają:
„Już nie grozi mu sąd...“
Jak na froncie strzelają,
Choć to przecież nie front.
Bez ruchu, w śniegu kryjąc twarz, leżałem -
Trudno uciekać, gdy cię gonią psy.
A psy podbiegły do martwego ciała,
Zlizując z niego świeże ślady krwi.
Wstałem mokry i zły,
Ciężko dysząc i klnąc.
Patrzę: stoją już psy
I strażnicy już są.
Trupa kopnął ktoś nogą:
„Zdechła świnia! Mógł żyć...
Za żywego - nagroda,
A za śmierć - nie ma nic“.
Strażnik mi ręce wiąże. Wielka szkoda, -
Znowu oglądać będę świat zza krat.
Poszliśmy razem. Oni - po nagrodę.
A ja - po kilka dodatkowych lat.
Najpierw kląłem co sił,
Potem przeszła mi złość.
Cały oddział mnie bil,
Póki nie miał mnie dość.
Choćby śmiercią straszyli,
Drugi świat dobrze znam -
Gdy kopali i bili,
Chyba byłem i tam.
Siedziałem wiele lat, jak zwierzę w klatce.
I nikt nie powie, że mi dumy brak.
Lizałem długo rany w izolatce,
Lecz blizny pozostały mi i tak.
Każdy z nas siłę miał,
Znał reguły tej gry, -
Gdyby tylko nie strzał,
No i gdyby nie psy...
Prawie wolny był zbieg,
Ale zwalił go z nóg
I powalił na śnieg
Celny strzał z kilku luf.
Ze wspomnieniami zakręcono krany, -
Żyć wspomnieniami - znaczy w miejscu stać.
A jednak trzeba sypać sól na rany
Po to, by pamięć wiecznie mogła trwać.
|