Kochałem kobiety, nie chciałem ich bić - Nie biłem do lat siedemnastu, - A teraz powstrzymać nie może mnie nic: Na prawo, na lewo raz jedną, raz drugą gdzieś trzasnę. A jednak dlaczego ktoś taki, jak ja, Zwolennik zgodnego pożycia, Mógł upaść tak nisko i nie wstać już z dna, - I całe swe życie przekazać na rzecz mordobicia! Wyjaśniam: w dziewczynie kochałem się raz, I wierny jej byłem, a jakże! Kupiłem perfumy, zapewnić chcę was: Francuskie, więc z marżą - za siedem pięćdziesiąt bodajże. Lecz jeden sprzedawca już romans z nią miał, Na imię miał Sława. I kiedyś Te same perfumy w prezencie jej dał: Na prawo, na lewo. kłaniała się jego kolegom... Mój wiek bardzo młody zwyczaje miał gdzieś, Ująłem więc rzecz w kilku zdaniach: „Twój Sławka oberwał już wczoraj, jak wiesz, - A dzisiaj, kochanie, ty także za swoje dostaniesz!" Stanąłem więc przy niej, tuż-tuż, twarzą w twarz, I serce jak młot mi waliło, - Nie mogłem wykrztusić: „Za swoje dziś masz!" Gdy wreszcie skończyłem, solidnie jej dość przyłożyłem. Gdy widzą dziewczynki, że już wpadam w trans, Lękliwe się stają i blade! Więc staram się każdej przyłożyć choć raz, - Lecz przykra to sprawa: za dużo ich jest - nie dam rady.
         
© Marlena Zimna. Tłumaczenie, 1995
© Bartosz Kalinowski. Wykonanie, 2013