Kochałem kobiety, nie chciałem ich bić -
Nie biłem do lat siedemnastu, -
A teraz powstrzymać nie może mnie nic:
Na prawo, na lewo
raz jedną, raz drugą gdzieś trzasnę.
A jednak dlaczego ktoś taki, jak ja,
Zwolennik zgodnego pożycia,
Mógł upaść tak nisko i nie wstać już z dna, -
I całe swe życie
przekazać na rzecz mordobicia!
Wyjaśniam: w dziewczynie kochałem się raz,
I wierny jej byłem, a jakże!
Kupiłem perfumy, zapewnić chcę was:
Francuskie, więc z marżą -
za siedem pięćdziesiąt bodajże.
Lecz jeden sprzedawca już romans z nią miał,
Na imię miał Sława. I kiedyś
Te same perfumy w prezencie jej dał:
Na prawo, na lewo.
kłaniała się jego kolegom...
Mój wiek bardzo młody zwyczaje miał gdzieś,
Ująłem więc rzecz w kilku zdaniach:
„Twój Sławka oberwał już wczoraj, jak wiesz, -
A dzisiaj, kochanie,
ty także za swoje dostaniesz!"
Stanąłem więc przy niej, tuż-tuż, twarzą w twarz,
I serce jak młot mi waliło, -
Nie mogłem wykrztusić: „Za swoje dziś masz!"
Gdy wreszcie skończyłem,
solidnie jej dość przyłożyłem.
Gdy widzą dziewczynki, że już wpadam w trans,
Lękliwe się stają i blade!
Więc staram się każdej przyłożyć choć raz, -
Lecz przykra to sprawa:
za dużo ich jest - nie dam rady.
|