W spotkaniu naszym jedno było złe: Że nastąpiło jak żywiołu atak, - Ale miłości poddaliśmy się. Nie rozmyślając o możliwych stratach. Zwężyłem twoich sympatyków krąg, Ze złego wyciągnąłem towarzystwa, - Choć odnawiałaś później cały rok Uparcie stare znajomości wszystkie. A potem biłem wielbicieli twych. Bo jakoś głupio pośród nich się czułem, - Chociaż na pewno znalazłbym wśród nich Paru chłopaków niezłych tak w ogóle... Szybko spełniałem każdą z twoich próśb, - Godzina każda była niczym noc poślubna. Podjąłem kilka samobójczych prób, - Jak wyszło na jaw: nazbyt chyba trudnych. I gdybyś wytrzymała tamten rok, Gdy przymusowe zaliczałem „wczasy", Dla ciebie ukradłbym i świt, i zmrok, I niezgłębione syberyjskie lasy. Zapomnę zdradę, - krótką pamięć mam, - Jeśli nie będziesz już jak dawniej kłamać, - I Teatr Wielki ci w prezencie dam, I cały stadion - razem z trybunami. A to spotkanie zaskoczyło mnie: Intymnych nocy boję się jak burzy, - Jak Japończycy ciągle boją się. Że Hiroszima kiedyś się powtórzy.
© Marlena Zimna. Tłumaczenie, 1995