W spotkaniu naszym jedno było złe:
Że nastąpiło jak żywiołu atak, -
Ale miłości poddaliśmy się.
Nie rozmyślając o możliwych stratach.
Zwężyłem twoich sympatyków krąg,
Ze złego wyciągnąłem towarzystwa, -
Choć odnawiałaś później cały rok
Uparcie stare znajomości wszystkie.
A potem biłem wielbicieli twych.
Bo jakoś głupio pośród nich się czułem, -
Chociaż na pewno znalazłbym wśród nich
Paru chłopaków niezłych tak w ogóle...
Szybko spełniałem każdą z twoich próśb, -
Godzina każda była niczym noc poślubna.
Podjąłem kilka samobójczych prób, -
Jak wyszło na jaw: nazbyt chyba trudnych.
I gdybyś wytrzymała tamten rok,
Gdy przymusowe zaliczałem „wczasy",
Dla ciebie ukradłbym i świt, i zmrok,
I niezgłębione syberyjskie lasy.
Zapomnę zdradę, - krótką pamięć mam, -
Jeśli nie będziesz już jak dawniej kłamać, -
I Teatr Wielki ci w prezencie dam,
I cały stadion - razem z trybunami.
A to spotkanie zaskoczyło mnie:
Intymnych nocy boję się jak burzy, -
Jak Japończycy ciągle boją się.
Że Hiroszima kiedyś się powtórzy.
|