Pełny bak, do deski gaz!
Przez zatory i przeszkody
Z ciasnych ulic wielkich miast
Uciekają samochody.
Te potężne, niczym czołgi,
I te piękne jak marzenie,
Eleganckie czarne wołgi,
Mercedesy, citroeny.
Dla nich świec widać warta jest gra, -
Może czegoś nauczy się miasto w tej grze!
Żeby tylko nie zawiódł ich bak,
Albo gaźnik... i co oprócz tego - kto wie...
I jak zaślepione mkną
Limuzyny środkiem drogi...
Gdzieś wśród nich ukryte są
Dwa przepiękne samochody, -
Lakby połączone liną,
Jakby on ją chciał holować,
Gdy w tym pędzie części zginą,
Pracę będą miały z głowy.
Dla nich świec widać warta jest gra,
Żeby tylko móc wyrwać się stąd byle gdzie!
Czy jej radio powiedzieć coś ma,
Czy też klakson... i co oprócz tego - kto wie...
Aut przeszkadza długi rząd.
Chyba zbytnio cię nie lubią,
Więc uważaj, czujny bądź,
By się całkiem nie zagubić.
A na rozwidleniu dróg
Ryzykujesz jeszcze bardziej, -
Gdy ją z oczu stracisz tu,
Już jej nigdy nie odnajdziesz
Dla nich świec warta była ta gra, -
Co z nim? Może za miastem ma stać całe dnie?!
Może uśmiech rozjaśni mu twarz,
Albo maskę... i co oprócz tego - kto wie...
Nie, niestety, zobacz sam:
Rozwidlenie im przeszkodzi!
Czemu spotkań nie ma tam,
Gdzie się drogi dwie rozchodzą?
Ale dalej łączą się, -
I samochód za zakrętem,
Kiedy wrzucił siódmy bieg,
O hamulcach nie pamiętał...
A z pozoru tak dobrze im szło!
Czego miało nauczyć się miasto w tej grze?
Posypało na asfalt się szkło,
I dwa serca... i co oprócz tego - kto wie...
|