Jestem teraz na ziemi, nie ruszę się stąd -
Los potrzaski na lądzie rozrzucił:
Zwija żagle kapitan i schodzi na ląd -
I już nigdy na pokład nie wróci.
W moich pieśniach się teraz aż roi od burz,
Moje pieśni są w bliznach i w ranach:
Na mundurach od dawna gromadzi się kurz -
To mundury po mych kapitanach.
Teraz w morze nie wypłynę,
W porcie ich nie spotkam też.
Wieczną przystań swą przeklinam -
Tajemniczych rejsów kres!
Rzuci krótko kapitan: „No nie płacz już. Dość!",
A ja przecież nie płaczę, lecz wyję:
Wy ze sobą braliście nie tylko mój głos -
Statki duszę mą w sobie woziły.
Gdy port pełen przyjaciół umilał wam czas,
Ja w nim z wami cieszyłem się także, -
Tak się czułem, jak gdybym przebywał wśród was
I w Hamburgu, i w Tokio, i w Hawrze...
Teraz w morze nie wypłynę,
W porcie was nie spotkam też.
Wieczną przystań swą przeklinam -
Tajemniczych rejsów kres!
Morze więcej ma siły niż szosa czy plac,
Nawet więcej niż domy z betonu, -
Jeszcze kiedyś na pewno się znajdę wśród was,
Kiedy wracać będziecie z Lizbony.
Stary szyper mi ciągle po nocach się śni
I nie daje spokoju do świtu,
I syrena tankowca znów w uszach mi brzmi,
I kapitan frachtowca mnie wita.
A więc w morze znów wypłynę,
W porcie ich powitam też.
Wieczną przystań swą przeklinam, -
Nie nadejdzie rejsów kres!
|