Świętuje dzisiaj sąsiad coś, Solidny znów przy stole gość, I do piwnicy ciągle ktoś Po wino schodzi, Do zamka klucz dobrany jest, I bez umiaru można jeść, I nie zakopci nigdy piec, Nie zgaśnie ogień. A u mnie znowu zwykły dzień bez cudów: I bydło pada, i jak zwykle marny plon, Piec dymi wciąż, w kominie nie ma cugu, Zamęczoną twarz podpiera chuda dłoń. Sąsiad pozwala pić do dna, I cała wieś go z tego zna, I córka straszny trądzik ma - Dojrzała widać, - Świętują zaręczyny dziś, Gości sto osób - straszny ścisk, - I narzeczony - sprytny lis - Się znowu zgrywa. A u mnie znowu psy po nocach wyją, Jakby się wściekły - takie głodne są! Nogi mnie bolą i jedzenie się skończyło, Przemierzam pokój pusty z kąta w kąt. Sąsiad by wszystkich upić chciał, A czemu nie pić skoro dał? Czemu nie śpiewać, jeśli gra Harmonia rzewnie? A moja baba w ciąży jest, Gęś nie karmiona, głodny pies, Zresztą nie chodzi tu o gęś, Choć zdechnie pewnie. Tu u mnie znowu karaluchy żyją, Już nawet one dawno się przestały bać, I w kłopotliwym miejscu czyrak wylazł, Muszę iść w pole, a nie mogę wstać. Sąsiad poprosił syna - cud, - By po mnie przyszedł - próżny trud, - Gdy odmówiłem, znowu stuk I znów mnie prosi, - Chyba już całkiem upił się, Pokazać swoją dobroć chce. O Boże, czemu jeszcze mnie Ta ziemia nosi! I pośród wrzasków, pośród tego szumu Narzeczonemu rzekłem kilka słów, - Z miejsca się wyniósł, z miejsca mnie zrozumiał, Żałośnie prosi narzeczona: „Wróć!" Sąsiad uczciwy chciałby być I z zasadami w zgodzie żyć, „Kto nie je, nie wypije nic", - Powiedział nagle. Wszyscy to wzięli za zły znak, A syn sąsiada całkiem zbladł: „Kto nie pracuje - nie je, - tak To brzmi poprawnie". Znudzony sąsiad dał mi parę groszy, Jutro przydadzą się, gdy wróci kac. Trzymam harmoszkę - sąsiad mnie zaprosił Tylko dlatego, że potrafię grać. Sąsiad na nogach ledwo stał - Na dobre mu nie wyszedł bal, Wreszcie zażądał, żebym grał: "Za darmo chlałeś?!" Jakiś osiłek złapał mnie, Potem podbiegło jeszcze trzech, „Śpiewaj ofermo!, - ktoś się drze Dopókiś cały!" Zabawa już na dobre rozgorzała. Już narzeczona bimber pije gdzieś, - A ja, pobity, na harmonii grałem, I o woźnicy zaśpiewałem pieśń. Potem pływała w zupie ość, Potem, by wyładować złość. Narzeczonego złapał ktoś I bił go długo. Potem tańczyły pary dwie. Potem pobili wszyscy się, - I znów wygrało to, co złe, I wzięło górę. Po tym, co zjadłem, szybko mnie zemdliło, Tylko na gości zerkam raz po raz, Bo może jutro z którymś z nich wypiję, A może znów samotnie spędzę czas. Sąsiad do rana będzie spać. Niczego się nie musi bać, Mógłby przyjęcie drugie dać - Jedzenia starczy, - Spokój w obejściu, wszystko gra, I piec ozdobne kafle ma, Iskry się sypią, płomień drga, I pies nie warczy. A w mojej duszy zawsze zła pogoda, Zawsze ten sam się w nocy koszmar śni. Piję ze studni lodowatą wodę, I żona przeszłość wypomina mi.
© Marlena Zimna. Tłumaczenie, 1995