... I nastał ten niezwykły dzień
Bez bólu i bez męki.
Ktoś woła: „Życie jest jak sen!
Trwaj chwilo! Jesteś piękna!"
Nikt nie przelewa teraz łez,
Anielski ziemi flet przygrywa, -
Stracili ludzie rozum chyba -
Cóż, śmierci nie ma, rób, co chcesz...
Jeden wciąż bez umiaru pił,
I nie umierał na to, żył,
A drugi z okna stale wyskakiwał,
Trzeciego ciągle dusił ktoś, -
Czwartemu wciąż łamano kość, -
I nikt tych strasznych czynów nie przerywał.
Ten, kto nie zabił muchy by,
Nikogo by nie skrzywdził.
Wyrywał deski z płotu i
Szedł na spotkanie z bliźnim...
Ten, który cicho żył jak mysz,
Kamienie teraz do rąk chwytał, -
A kiedyś tylko książki czytał,
Wieczorem z domu bał się wyjść...
W sercach się zagnieździło zło,
I nawet ten, kto wierzył w to,
Że śmierć ma ofiarować mu zbawienie,
Teraz bez przerwy kogoś bił,
W dodatku z ofiar sobie kpił, -
Piosenki nucił, widząc ich cierpienie.
Lekarze zaś jak jeden mąż
Pacjentom - dla nauki -
Trucizny podawali wciąż, -
I wszystkie - bez odtrutki!
Gdzieś junta władzę przejąć chce,
A gdzieś przepisy ktoś ominął,
Lecz mimo wszystko nikt nie zginął,
Nikomu nic nie stało się.
Zajęli samobójcy most,
Lecz czołgi do nich wysłał ktoś,
I powieszonych szybko dość ratują.
Nie padł na święto żaden cień.
Udał się nam bez śmierci dzień, -
I już pomysłodawcy to świętują.
... I nagle się rozeszła wieść:
Za późno na ratunek -
Dopadła jednak kogoś śmierć,
Ktoś jednak dzisiaj umarł.
Zmarł tam, gdzie gęsty rośnie las,
Gdzie ziemi z niebem jest granica, -
Daleko mieli ratownicy
I nie dotarli tam na czas.
Jak mu udało się nas zwieść?
Może przekupić zdołał śmierć...
Pomysłodawcom święta zrzedły miny.
Na jego cześć niech zabrzmi tren, -
Z miłości umarł człowiek ten,
Przed śmiercią zdołał wznieść się na wyżyny!
|