Bialy kołnierzyk - widać dobry gust, Zapięty mundur na ostatni guzik - I oto palce legły już na spust, Już się oficer nigdy nie przebudzi. Wcześniej godziny nie znał, ani dnia, A teraz wszystko poznać będzie mógł: Prosto z kabury do swej skroni ma Wykonać krótki i gwałtowny ruch. Ruch wykonany. Łatwo cel odszukać, Na żywą tarczę skierowana broń - Śmierć się uśmiecha i wygląda z lufy Na odsłoniętą wygoloną skroń. Widzi wyraźnie uniesioną brew, I nagle obok dziwnie coś zadrżało - To w cienkiej żyłce nie przelana krew Wciąż pulsowała, wciąż nadzieję miała. Krótkie cierpienie łatwo będzie znieść, - Droga do mózgu zajmie jedną chwilkę, - Ale się nagle zapatrzyła Śmierć Na tę cieniutką pełną pasji żyłkę... I zagapiła się. I spudłowała, Więc do kabury znów się schować czas. I tym sposobem z bliska Śmierć ujrzała Znienawidzone Życie pierwszy raz.
© Marlena Zimna. Tłumaczenie, 2014