Ma cisza mnie w opiece,
Na jawie nawet śnię
I tylko śmieszne rzeczy
Przypomnieć sobie chcę.
Zdziwiony pyta lekarz:
"Do dna? Osiemset gram?"
Ze strachu i ze śmiechu
Okropne dreszcze mam.
Ja jestem - kropla w morzu,
I w niemym kinie kadr.
Nikt drzwi mi nie otworzy -
I śmieszny jest ten świat.
Wspomnienia już się śpieszą,
Jak pszczoły brzęczą w snach.
A mnie to wszystko śmieszy,
I śmieję się aż strach.
I obraz przeżyć długich
Monumentalny jest:
Raz z jedną, a raz z drugą, -
Uśmiałem się do łez!
Kondycji swej nie tracę,
Kark zginam raz po raz,
Na drzwi ze śmiechem patrzę,
I czekam cały czas...
Na sali biały fartuch
Pojawił nagle się,
I pyta: "Czy to żarty -
Ten Pana ciągły śmiech?"
A ja się śmieję na to,
Aż słyszę łóżka zgrzyt.
Śmiech różny ma charakter, -
Mojego nie zna nikt.
Bo życie to alfabet,
Doszedłem już do "W",
Więc czeka mnie zagłada,
Już mi brakuje tchu.
Lecz złapię się, uwierzcie,
Za dół litery "Z" -
Pokrzyczę trochę jeszcze!
I zbudzi was mój śmiech.
I śmieją się litery,
I śmieję się ja sam.
Gdy umrę, to dopiero
Do śmiechu powód dam.
To śmieszne, że do gołych
Mój nagi dotrze śmiech, -
A jeśli was dotknąłem,
To wcale nie mój grzech.
Drobnostka - szpital, sala,
I błaha sprawa - kac.
Bo ja się zawsze śmiałem.
Bez przerwy. Cały czas!
A zegar tylko czyhał,
By mój odmienić los...
Wy się śmialiście cicho,
A ja - na cały głos!
|