Kiedy z kraju wyjeżdżamy,
Sterty druków wypełniamy,
Ale wcale nie w tym rzecz,
Bo najgorsze, że gdzieś z tyłu
Zawsze czuwa ktoś w cywilu,
Niczym ciec.
A na miesiąc przed wyprawą
Jeszcze humor ci poprawią,
Instruując co i jak...
Masz się zbytnio nie wychylać,
Do panienek nie przymilać.
Niech to szlag!
Raz w cywilu chłopak ryży
Mi przedstawił się w Paryżu,
Potem swój pokazał dom.
Rzekł: „Nikodem mam na imię,
Tylko Rosjan mam w rodzinie”.
Podał dłoń.
Zawsze miły wyjątkowo,
Coś w kieszeni ciągle chował,
Wciąż pomocą służyć chciał.
Dniem i nocą niestrudzenie
Przyjaźń ze mną sobie cenił,
Przy mnie trwał.
Chciałem, choćby przez godzinkę,
Rzym pozwiedzać w pojedynkę,
Lecz mój zapał szybko zbladł, -
Dowiedziałem się z rozmowy,
Że Nikodem boks trenował
Kilka lat.
Wciąż mnie pilnie obserwował,
Przy jedzeniu asystował,
Chodził za mną, aż tu raz,
Gdy pisałem coś naprędce,
Jego notes wpadł mi w ręce,
No i masz!
Facet pisał, co za Świnia!,
Że gdy się napiłem wina,
Wszystkim było za mnie wstyd,
Że zmieniałem wciąż sypialnie,
I że Zachód wywarł na mnie
Wrogi wpływ.
Ten Nikodem, nie daj Boże,
Szpiega ze mnie zrobić może,
Gdy mi ten przypiszą grzech,
Mogę się pożegnać z Rzymem,
I z Paryżem, i z Berlinem.
Co za pech!
|