I cios. I zwód. I znowu cios.
I jeszcze ciosy trzy.
Na głowie jeży mi się włos
i całe ciało drży.
Przeciwnik nie obija się,
w bokserski wchodzi trans,
Obija bez litości mnie!
Upadłem! Nie mam szans!
A on się uśmiecha, choć złamał mi nos:
„Jak dobrze jest żyć! Jak dobry jest los!”
Odliczać zaczął sędzia czas.
Zrobiło mi się mdło...
Czy mam się podnieść jeszcze raz?
Czy przegrać przez K.O.?
Jak bronić się? No, nie wiem sam,
pięściarska jego mać!
Od dziecka już opory mam,
by komuś w mordę dać.
A on nie przestaje po twarzy mnie bić:
„Jak dobry jest los! Jak dobrze jest żyć”
A rozjuszony ryczy tłum:
No, wykończ go! To tchórz!
Mam ciemność w oczach,
w głowie szum i ledwo żyję już!
Sybirak się do zwarcia rwie,
choć goni resztką sił...
Odpocznij mówię, a on: nie!
I bije mnie jak bił!
I jeszcze mi wiersze cytuje na głos:
„Jak dobrze jest żyć! Jak dobry jest los!”
Słaniając zasłaniałem się,
on słał mi ciosów grad,
Obliczył jednak siły źle
i sam na deski padł,
Tak mocno rąbnął twardą głową
w ring, że nie wstał już,
A moją rękę zaskoczony
sędzia w górę wzniósł!
Więc dobrze jest żyć! I cudowny jest los!
Przegrają ci, co wierzą tylko w swój cios!
|