Fiedia od dziecka ciągle w ziemi kopał Do domu ciągał granit żwir i piach A raz przyciągnął takie coś na opał Że mama z tatą stali cały dzień we łzach Studentem Fiedia nazbyt był wzorowym Archeologiem nawet był we snach Pod akademię taszczył skarb takowy Że i rektorzy stali cały dzień we łzach A z praktyk Fiedia przywiózł raz Sprzed lat wojskowy gruby pas Tłumacząc: to jest starożytny wąż! Spod Czarnobyla taszczył zaś Aż trzymetrowy szkielet psa Co rósł i rósł od fal szkodliwych wciąż W temacie pracy miał: stare świątynie O Scytach i pogańskich bogów łbach I pisząc pracę bluźnił po łacinie Aż w grobie każdy Scyt przewracał się we łzach Nasz Fiedia świątyń szukał w krąg Ze złością oraz drżeniem rąk I krzyczał często on ze wszystkich sił Że wykopalisk będzie strzegł Gdyż pitekantrop tutaj legł Choć nic nie znalazł w pierś się mocno bił Nasz Fiedia zaczął myśleć o rodzinie Na Fiedie runął kawalerski strach „Odkryciem żony Fiedia wasz zasłynie! Z zazdrości wszyscy będą wiecznie stać we łzach" Z łopatą Fiedia obszedł glob Rozkopał co się da nasz chłop I znalazł narzeczoną swoich snów Lecz miała dlań zbyt mało lat Do ślubu czekać musi świat Na sto lat Fiedia ją zakopał znów
© Waldemar Bajak. Tłumaczenie, 2011