Fiedia od dziecka ciągle w ziemi kopał
Do domu ciągał granit żwir i piach
A raz przyciągnął takie coś na opał
Że mama z tatą stali cały dzień we łzach
Studentem Fiedia nazbyt był wzorowym
Archeologiem nawet był we snach
Pod akademię taszczył skarb takowy
Że i rektorzy stali cały dzień we łzach
A z praktyk Fiedia przywiózł raz
Sprzed lat wojskowy gruby pas
Tłumacząc: to jest starożytny wąż!
Spod Czarnobyla taszczył zaś
Aż trzymetrowy szkielet psa
Co rósł i rósł od fal szkodliwych wciąż
W temacie pracy miał: stare świątynie
O Scytach i pogańskich bogów łbach
I pisząc pracę bluźnił po łacinie
Aż w grobie każdy Scyt przewracał się we łzach
Nasz Fiedia świątyń szukał w krąg
Ze złością oraz drżeniem rąk
I krzyczał często on ze wszystkich sił
Że wykopalisk będzie strzegł
Gdyż pitekantrop tutaj legł
Choć nic nie znalazł w pierś się mocno bił
Nasz Fiedia zaczął myśleć o rodzinie
Na Fiedie runął kawalerski strach
„Odkryciem żony Fiedia wasz zasłynie!
Z zazdrości wszyscy będą wiecznie stać we łzach"
Z łopatą Fiedia obszedł glob
Rozkopał co się da nasz chłop
I znalazł narzeczoną swoich snów
Lecz miała dlań zbyt mało lat
Do ślubu czekać musi świat
Na sto lat Fiedia ją zakopał znów
|