Cztery lata rządził morzem nasz korsarz
W bojach w sztormach stary sztandar jest wciąż z nami
Już umiemy cerować żagiel nasz
Oraz dziury zapychać ciałami
Za nami goni eskadra „number one”
Utarczka znów jest pewna aż mam dreszcze
Lecz rzekł spokojnie te słowa kapitan:
Jeszcze nie wieczór wieczór nie jeszcze
Oto zwróciła się bokiem fregata
I lewa burta zabarwiona płomieniami
I gromy salw - wygrana bitwa ta
W dali pożar i śmierć - sukces z nami
Jeszcze gorszych bitw tu u nas nie jest brak
Z wiatrem źle czy to w ładowni full przecieków
Lecz kapitan zawsze daje taki znak:
Jeszcze nie wieczór jeszcze nie wieczór
Do lornetek setki oczu patrzą wraz
Widzą ludzi marynarzy gdzieś przy sterach
Lecz nie dane im zobaczyć nigdy nas
Zakuwanych do wioseł na galerach
Nierówny bój statek chyli się nasz
Ratujcie nasze dusze w tym złym meczu
Lecz krzyknął kapitan: na abordaż!
Jeszcze nie wieczór jeszcze nie wieczór
Kto chce żyć kto jest gość kto zna rzecz
Tacy niech się odwagą odznaczą
Szczury niech idą ze statku precz
One w bitwie mieszają rozpaczą
Szczury tak myślały: a kim się karmi bies
I skakały wiały gdyż tu w krąg kul deszcze
A z fregatą burta z burtą w parze jest
Jeszcze nie wieczór nie wieczór jeszcze
Twarz do twarzy nóż do noża w oku strach
Żeby nie być przez ryby kraby wchłanianym
Ktoś tam z koltem ktoś z sztyletem ktoś we łzach
I tak tonął nasz statek kochany
Ale nie ma no nie poślą go na dno
Pomoże ocean w dobrym geście
Toć ocean i my to jedno
Jeszcze nie wieczór nie wieczór jeszcze
|