Prawda szlachetna w szatach paradnych chodziła,
W nimby odziana - dla świętych, sierot i wdów.
Kłamstwo grubiańskie tę Prawdę do siebie zwabiło, -
Zostań - powiada - starczy tu miejsca dla dwóch.
Gdy łatwowierna Prawda snem błogim zasnęła,
Śmiejąc się cicho, mruczała słodko przez sen.
Kłamstwo grubiańskie koc z niej brutalnie ściągnęło,
Ślepia zmrużone w nią wbiło błyszczące i złe.
Gębę skrzywiło w obłudnym i wstrętnym uśmiechu, -
Teraz zobaczysz, co tak naprawdę wart świat.
Gdy nagą Prawdę wypuścić bez przyodziewku,
Któż ją odróżni od Kłamstwa wśród gołych bab?
Z warkoczy długich wyplotło jej złociste wstęgi,
Kieckę ściągnęło, buty, pończochy i płaszcz,
Forsę zabrało, zegarek i dokumenty,
Śliną strzyknęło, zaklęło i ruszyło w świat.
Nad ranem Prawda oczy przetarła zdumiona
I zobaczyła, że nie ma na sobie nic.
Ktoś tylko sadzą umazał jej białe ramiona, -
Gdy cała reszta do rzeczy - to może być.
Gdy kamieniami rzucali w nią, tylko się śmiała:
- Wszystko to Kłamstwo, ono ubranie me ma...
Nobliwy ślepiec z bezrękim protokół spisali
Chamsko zrugali, sponiewierali do cna.
Zwali ją ścierwem i wyzywali od łajna,
Rzucali błotem, spuścili z łańcucha psa.
„Won stąd - krzyczeli - ty podła dziewko sprzedajna!
Żeby po tobie nie został tu nawet ślad!”
Protokół kończył się długą, zawiłą tyradą.
W niej czystą Prawdę winili za całe zło.
- Jak taka swołocz ośmiela się nazywać Prawdą?!
Szlaja się goła i pije, i w ogóle - dno!
Tymczasem Prawda tułała się chora i głodna.
Łkała i klęła się Bogiem, by wiarę ktoś dał.
Wierutne Kłamstwo konia krwi pełnej ukradło.
Siadło na oklep i cwałem ruszyło na bal.
Dziś też niejeden cudak za Prawdę wojuje.
Choć w tym, co głosi, naprawdę Prawdy ni krzty.
A czysta Prawda w przyszłości zatriumfuje
Wtedy gdy od Kłamstwa nauczy się reguł gry.
|