Zaraz wybuchnę! Potencja tak duża!
Natchnieniem kipię, talent gniecie mnie.
Dziś o północy przyszła do mnie Muza
Usiadła cicho i raptem znikła gdzieś.
Chwytam za pióro, papier już bieleje,
Zaczynam pisać - patrzę - nie ma jej.
Zniknęła, a wraz z nią natchnienie
I trochę forsy, choć więcej niż mniej.
Może załatwić miała coś ważnego?
Ja nie mam prawa za to winić ją.
Bo nocą... - Muza - u mężczyzna samotnego...
Toż na języki mogliby ją wziąć.
A jednak - czy to była przyczyna?
Wszak Muza - znany to jest fakt -
Mieszkała lata całe u Puszkina,
Jesienin pił z nią, a może nawet spał.
Szaleństwo miota mną i targa do żywego,
Choć wybaczyłem, lecz wątpliwości tkwią:
Rzuciła mnie, odeszła do innego.
Dlaczego? Czy źle przyjąłem ją?
Ogromny tort świeczkami ozdobiony
Wysechł i oklapł, podobnie jak ja.
I koniak, dla Muzy przeznaczony,
Dopiłem sam, i spać poszedłem sam.
...Minęły lata, rok za rokiem leci,
Kurz na komodzie, z nudów ziewam znów.
Muza odeszła, milcząco, ale przecież
Zostało po niej kilka pięknych słów.
Jestem geniuszem! Już nie mam wątpliwości!
Laury, fanfary, orkiestra gra tusz!
Dla mojej Muzy tę Odę do Miłości
Stworzyłem sam i śpiewam ją tu:
Ej, Kalinka, kalinka, kalinka moja,
W sadu jagoda, malinka, kalinka moja...
|