Ostrych wrażeń mi zabrakło, wyparował dawny zapał, Dni i noce się bez celu człowiek szwendał. Żeby chociaż jakiś tramwaj mnie przynajmniej przeciął na pół! Daję słowo, chciałem kopnąć już w kalendarz! W końcu marzeń zebrałem swych plon - W gruncie rzeczy nie chciałem tak wiele - I parowóz o wadze stu ton Na przejeździe roztrzaskał mi szkielet. Nim zdołałem krzyknąć: „Mamo!", Do szpitala mnie zabrano, Personalia zapisano. „Operacja jutro rano..." Pani doktor zęby szczerzy, W uchu jej się kiwa klips. „Tu się zwęzi, tam poszerzy, I do gipsu!" Ładny gips!                                
                               
Otępiałem po zastrzykach i wyciągam z trudem szyję, Ale to mi horyzontów nie przesłania. Pod opieką personelu zrozumiałem, jak się żyje W atmosferze powszechnego przywiązania. Siostra na mnie zbawienny ma wpływ, Dzięki niej pokochałem bliźniego, Cłwalę spokój, nie nęci mnie zryw. Raz zerwałem się... No i co z tego? Lecz nie po to o mnie dbano, Z kawałeczków poskładano, Potem sklasyfikowano Oraz skatalogowano. W dyrektorskim biurku leży Moich kości pełny spis. Ja też leżę, jak należy, Cały w gipsie. Ładny gips!                                 Wyzdrowiałem, lecz nie zmieniam gipsu na ubranie nowe. Niewygodnie, ale daję sobie radę. Wszyscy wokół mnie szanują, bo przerastam ich o głowę I zdobyłem w naszym kraju znaczną wagę. Teraz gips chroni pierś moją i skroń Niczym zbroja zacniejsza od stali. Czasem nawet mnie korci, by krzyknąć: „Na koń!", I galopem odjechać z tej sali. Chociaż mnie przenicowano I nie zgina się kolano, Ale z twarzą roześmianą Maszeruję w dal świetlaną. Czemu krzywisz się, młodzieży, Strojna w teksas albo w ryps? Dzisiaj trzeba w gips uwierzyć! Nie wierzycie?! Ładny gips!
© Ziemowit Fedecki. Tłumaczenie, 1986