Żółty płomień widzę we śnie, Zaraz mnie oślepi. Poczekaj trochę, jeszcze za wcześnie, Rankiem będzie lepiej. Ale ranek nie przynosi Radości mi wcale. Albo piję znów ze złości Albo na czczo palę. Da i-ych raz, da jeszczo raz, Da jeszczo mnogo, mnogo raz... Da jeszczo raz... Albo na czczo palę. W knajpie wódki różnych smaków I kelner jak matka. Raj dla błaznów i żebraków, Dla mnie - ciasna klatka. A w kościele mroku wiele, Kadzidlany zaduch. Nie ma, chłopcy, i w kościele Ładu ani składu. Ja za miasto się wymykam, Bo już mi serce pęka. Tam spotyka mnie osika I sucha wisienka. Żeby choć stokrotka jedna, Jeden kwiat na wiśni! Nic się tutaj zrobic nie da, Nic po mojej myśli. Da i-ych raz, da jeszczo raz, Da jeszczo mnogo, mnogo raz... Da jeszczo raz... Nic po mojej myśli. Ruszam pędem w szczere pole Pustka. nie ma Boga. Tylko piołun i kąkole. I w dal ucieka droga. Przez siedliska wilkołaków Biegnie lasem-borem, A u kresu tego szlaku Stoi kat z toporem. Jakby pieśni ciągnąc wątek Gdzieś zarżały konie. Marny drogi tej początek, Jeszcze gorszy koniec. Obca mi knajpa, kościół obcy. Nigdzie nic świętego! Wszystko do niczego, chłopcy, Całkiem do niczego! Da i-ych raz, da jeszczo raz, Da jeszczo mnogo, mnogo raz... Da jeszczo raz... Całkiem do niczego!
© Ziemowit Fedecki. Tłumaczenie, 1984
© Alosza Awdiejew. Wykonanie, 2004
© Bartosz Kalinowski. Wykonanie, 2009
© Janusz Kulesza. Wykonanie, 2020