Żyły-były w Indiach od niepamiętnych lat wielkie dzikie słonie niczym z bratem brat słaniały się w dżungli bez celu bez map jeden z nich był biały a czemu to tak ładnym okiem cichym krokiem odznaczał się on I rozumem barwą tu błogosławioną Wśród swych szarych braci taki biały słoń Był po prostu rzadką białą wroną I władyka Indii kaprys czemuś miał I na znak szacunku słonia raz mi dał Po co mi ten słoń pytam innowiercę On mi odpowiada słoń ma wielkie serce Słoń przede mną rewerans ja się odkłoniłem Sprawa była prosta chociaż tajemnicza Biały słoń był inny niż dotąd sądziłem Była to najbielsza bielutka słonica ślicznie wyglądałem siedząc na jej łbie Po bajkowych Indiach obwoziła mnie Ach gdzie tylko razem żeśmy się zjawili To używaliśmy sobie cudnie się bawili Razem stawaliśmy pod czyjkolwiek balkon Damy wprost skakały jak szalone Muszę wam powiedzieć że mój biały słoń To bydlątko nieźle umuzykalnione Mapę świata widzieliście każdy w domu ma Wiecie w Indiach płynie tylko jedna rzeka Z mango sok piliśmy obaj do samego dna Aż się zgubiliśmy w dobrach dobrego człowieka Pławiłem się w rzece niepomny na sen Bezpowrotnie cenne utraciłem zdrowie Potem mi mówili że mój biały słoń- ten Spotkał stado białych słoni całe mrowie Długo byłem obrażony na postępek ów Mnie władyka Indii przysłał słonia znów W celu osłodzenia żalu porzucenia troski Dał białego słonia ze słoniowej kości Wraz z innymi słońmi mam go na posadzie Z szafy chronią wszystkich przed napaścią Choć byłoby lepiej gdyby został w [białym ]stadzie Sam się chronił mocą swą przed miłością własną.
© Ziemowit Fedecki. Tłumaczenie, 1986