Baju-baju, w pewnym kraju,
Dajmy na to numer 6,
Hultaj siedział na szachraju,
Ideały mieli gdzieś.
Zamiast machnąć szabelką choć raz,
Stary król wolał uderzać w gaz.
Ślubną żonę puścił kantem,
Delfin został spekulantem,
A bez wiana królewny wdzięk zgasł.
Za pagórkiem, za laseczkiem,
W innym kraju - numer 5,
Mieszkał król zwany Słoneczkiem,
Lud uwielbiał jego pięść.
Święty spokój panował zawsze tam,
Chociaż z króla skończony był cham.
Zabrał swym ministrom teki,
Opozycję - do bezpieki,
A granicę na kłódkę zamknął sam.
No a dalej trochę jeszcze,
W znanym państwie numer 2
Królem ciągle trzęsły dreszcze,
Krew go zalewała zła.
Był to militarysta i bar -
Barzyńca, na wszystkich się darł.
Wysyłał każdej soboty
Bardzo obraźliwe noty,
Do konfliktu zbrojnego parł.
W dziki amok popadł wkrótce,
Wrzasnął: „Nam przestrzeni brak!",
Pchnął do boju swoje hufce,
A sąsiadów trafił szlag.
„W łeb mu damy i koniec!" A skąd!
W 6-tym nikt nie wyruszył na front,
W 5-tym zaś generalicja
Znikła tam, gdzie opozycja
I wasale zaszyli się w kąt.
|