Mój silnik przewierci wam uszy do ran,
Z orła zdjęli mnie żywcem.
A ten, co siedzi we mnie jak chan,
uważa, że on jest myśliwcem.
Dopiero co „Junkersa” żem zjadł,
zrobiłem z nim co żem chciał.
Ten co we mnie, ni swat mi, ni brat
dzień w dzień wprowadza mnie w szał.
Salwa przeszyła mi skrzydło na wskroś.
Mechanik się mocno napocił.
Załatał. Ten, co tkwi mi jak ość,
znowu wymusza korkociąg.
Bombowiec najchętniej ładunek swych bomb
zrzuca nad lotniskiem
aż lotki zawyją donośniej od trąb:
„Bądź pokój wam wszystkim”.
Od tyłu zakrada się mi „Messerschmitt”.
Spadam. Mało mam przewag.
A ten wklepany do mnie jak nit,
taranu się mu zachciewa.
Co on wyczynia. Toż to skończy się źle!
Czy kiedyś pomyśli ten bonza?..
On w błąd mnie wprowadził i w ostre pique.
Do martwej to pętli dowiązał.
Prowadzę, A gdzie prowadzony mój jest?
Przepadł w niebie świetlistym.
O, tam! Widać dym. Dziobem skinął mi „Cześć”
i w ryk: ”Pokój wszystkim”.
Wymawiam mu służbę, wątpię bym zmiękł.
Już lepszy przed hutą stos.
Zakazy? Limity? A jechał je sęk.
Z piqué wychodzę o włos.
Obroty na maksa, wyciski 6 g
Patrzajcie go, ważny mi as
Posłuchać go muszę, choć żygać się chce,
Lecz to już ostatni raz.
On jeszcze przyśpiesza instrukcji wbrew.
W dyplomy ich nie wierzę.
A może by spojrzał jak wrze moja krew
pod kreską paliwa na zerze.
Dręczeniu maszyny należy się kres,
Co też czarne skrzynki wykażą.
No! Ten, który pieklił się we mnie jak bies,
na szybę pacnął twarzą.
Trafili go! Lżej. Jak po bitwie we mgle.
W samą dziesiątkę ten strzał.
Lecz co to się dzieje? Sam wpadłem w pique
I staram się wyjść, tak bym chciał...
Niestety, na więcej nie zgadza się los,
innym da lauru listki.
Przyszła i moja kolej wydać głos:
„Pokój wam wszystkim”.
|