Pijemy - każdy to co chce,
„Kubańską”, „Klin”, „Aligote”
Gdy nagle ogłaszają: wszyscy zjazd.
Przodownik - nasza duma, sztandar nasz,
był w telewizji nie raz,
pod zawał trafił, taka znana twarz!
Za młodu pływał on do Chin,
wyżej niż słowa cenił czyn,
jak harcerz chętny pomóc, czuj, czuwaj!
Schodząc z pokładu w pokład wpadł
węglowy, żeby zalać kraj,
tym czarnym złotem, które ceni świat.
Zjechaliśmy na sześćset sześć,
A jeden, nadsztygara teść,
powiada; „Warto myśleć trochę w przód.
My odkopiemy go a on uderzy w stachanowski dzwon,
zechce trzy normy gnać jak z nut,
żeby krajowi węgiel dać, a nam kaput!
Kopmy dokładnie, bez pośpiechu...”
I jak nie mówić tu o pechu,
gdy gość sam z siebie rzuca błękit fal.
On za Stalina, zwiał z Tallina,
by tutaj pod zawałem ginąć.
Jako człowieka to go nawet żal.
|