Schodzimy pod wodę
z dala od ich stref.
Wytrwamy pół roku,
bez nieba widoku,
a kiedy nakryją,
sonary zawyją
węsząc świeżą krew.
Ratujcie nasze dusze.
Powietrza! Ja się duszę...
Ratujcie nasze dusze.
Brak innych słów.
Usłyszcie nas na lądzie,
nasz S.O.S. gdzieś błądzi.
Groza rozcina dusze,
od stóp do głów.
Mniejsza - czyja wina,
śmiej się albo sierdź:
z prawej burty - mina,
z lewej burty - mina,
odwrót nam odcina,
za rufą tuż przy nas
tkwi rogata śmierć.
Ratujcie nasze dusze!
Powietrza! Ja się duszę...
Ratujcie nasze dusze.
Wesprzyjcie nas.
Usłyszcie nas na lądzie.
Nasz S.O.S. gdzieś błądzi,
a groza miażdży dusze,
jak wielki głaz.
Napięcia nienowe,
to przecież nasz świat.
- Padliśmy na głowę -
leźć w pole minowe?
- Może tak bez fochów,
nie wymyślisz prochu -
sarka bosman-mat.
Ratujcie nasze dusze.
Powietrza! Ja się duszę...
Ratujcie nasze dusze!
Brak innych słów.
Usłyszcie nas na lądzie.
Nasz S.O.S. gdzieś błądzi.
Groza rozcina dusze
od stóp do głów.
Wypłyniemy świtem.
Rozkaz sztabu baz.
Rejs trafi do mitów,
uczniowskich zeszytów.
Umrzemy bez lęku,
w życiorysach cienko.
Wspominajcie nas.
Ratujcie nasze dusze!
Powietrza! Ja się duszę...
Ratujcie nasze dusze.
Pospieszcie tu!
Usłyszcie nas na lądzie,
Nasz S.O.S. gdzieś błądzi,
a groza miażdży dusze,
pozbawia tchu.
I tak wynurzeni
im prosto pod strzał.
Cała naprzód! spieni,
przystań w Horn przemieni.
Kres końców, początków,
niedomkniętych wątków.
Idzie uderzenie
torped naszych ciał!
Ratujcie nasze dusze.
Ja zaraz się uduszę.
Ratujcie nasze dusze,
dość pustych słów.
Usłyszcie nas na lądzie.
Nasz S.O.S. zabłądził.
Groza rozcina dusze,
od stóp do głów.
|