Niosłem długo swoje łzy,
zamarzniętą rzeka dni,
lody pękły, strzępy duszy sił nie miały.
jak kamienie szły na dno,
a lży chociaż ciężkie to,
zaczepiły się o krę
i utrzymały.
I szukały później mnie,
i rozpowiadały że,
ten pod lodem, ten na dnie to nie ja.
Że mnie jastrząb widział i
sosna, wierzba, olchy trzy,
takie wieści niosły w dal,
każdego dnia.
Że mnie widział w lesie kruk,
aż usłyszał plotki Bóg,
i uchylił, zatroskany, rajskie drzwi.
Szedł i wiódł go ptasi śpiew,
pytał o mnie gwiazd i drzew
i miał w oczach dwie znajome
moje łzy.
Znalazł objął z całych sil,
nic nie mówił tylko był,
chmury czarne coraz niżej opadały.
Nie mógł zostać dłużej nie,
pobył może chwile dwie,
odszedł w mrok, zmęczony, stary.
Łzy zostały.
|