W ciszy na przełęczy, gdzie skały dla wiatru nie są przeszkodą, U źródeł, do których nie dotarł jeszcze nikt, Żyło sobie jak w bajce wesołe górskie echo Odzywało się zawsze na krzyk, ną ludzki krzyk. Gdy nieczuła samotność śćiśnie czasem za gardło, I stłumiony jęk, ledwie żywy przepaść uniesie, To wołanie pomoc; echo szybko podtrzyma Wzmocni go i ostrożnie do swoich doniesie. To chyba nie ludzie odurzeni wywarem, szaleni By nie słychać było głośnego tupotu, rzężenia Przyszli zabić, ogłuszyć tę żywą szczelinę Związali więc echo, a w usta wepchnęli mu knebel. Całą noc się clągnęła ta krwawa zbrodnicza zabawa Dusili, deptali, lecz dźwięków nie słyszał nikt. Nad ranem rozstrzelali zamilkłe górskie echo Ze zranionych skał runęły kamienie - jak łzy.
© Celina Wysocka. Tłumaczenie, 1986