- Oj, popatrz Wańka, jakie błazny,
Toż bez wyroku po pięć lat,
A mordy im się tak rozlazły,
Że mogą opluć cały świat,
A tamten całkiem jak twój wuj,
Ale ochlaptus, Boże mój,
No nie, no stój, nie ruszaj, stój,
Patrz, żywcem wuj.
- Nie piernicz, Zino, nie rusz wuja,
Jaki by nie był, ale nasz,
Sama masz mordę jak szczeżuja,
A jeszcze mi na nerwach grasz...
A zamiast gadać byle co
Po flaszkę skocz, bo wyschło szkło.
Nie pójdziesz? Dobrze, zniosę to.
Posuń się no!
- Oj, Wańka, patrz, karzełki stoją,
Ubranka mają jak ze zdjęć,
Takich fasonów nie wykroją
Nam nasze szwalnie numer pięć.
A twoi kumple, Wańka, wstyd,
Obdarci chodzą jak te psy,
Z rana świństwo piją, phi,
Coś taki zły?
- Cóż z tego, że są źle ubrani,
Cudzego nie próbują brać,
Kupują bełta, bo jest tani,
A piją z rana bo ich stać.
A za to twój poprzedni gach
Nawet benzynę chlał - aż strach.
Już lepiej kupić parę flach
Niż pchać się w piach!
- Oj, popatrz, Wańka, akrobata!
Skubany, kręci się jak bąk!
Nasz majster też tak w klubie latał,
A stołka nie wypuścił z rąk!
Ty Wańka, znowu śpisz lub jesz,
Jak trzeźwy jesteś, to się ciesz!
Mam dosyć twoich fochów, wiesz?
I ciebie też!
- Jak mnie bez przerwy denerwujesz,
To nie dziw się, że jestem zły,
Człowiek się w pracy naharuje,
Wraca do domu, a tam ty.
Każdy ma chyba prawo żyć,
Więc zamiast tu co wieczór tkwić,
Wolę z kumplami częściej być,
Nie chcę sam pić.
|