Jedź, czym chcesz, jeden czort: autem, pociągiem,
Lub idź piechotą, gdyś wstawił się ciut, -
Trudno ci będzie przejść życie do końca,
Gdy na ulicach pojazdów jest w bród.
No masz: wypadek gdzieś w Starej Moskwie,
A w karawanie trzech gości i trup -
Lecz tamci trzej połamani i ranni, -
Trup zaś jest cały, od głowy do stóp.
Babki najęte szlochały dla formy,
Diakon wysokie opuszczał wciąż „ce”,
Grzmiały fałszywie puzony i trąby,
Tylko nieboszczyk nie wypadł dziś źle.
Były kierownik - fałszywiec i złodziej,
W czoła całował i pluł - stary dziad,
Każdy podchodził, a skromny nieboszczyk
Podejść nie musiał - ech, piękny jest świat!
Wtem gruchnął grom i nic nie poradzisz -
Przyroda w nosie przemowy dziś ma,
Wszyscy uciekli do krypt i pod dachy,
Tylko nieboszczyk na miejscu swym trwa.
A co jemu - deszcz?! Nie zrobi mu krzywdy.
Żywych rozłożysz wszak dziś byle czym,
Za to nieboszczyk - patrz, jaki odważny, -
Twardy to chłop, nam nie równać się z nim.
Jakbyś nie pędził i tak cię wyprzedzi
Twa etykietka na czole - jak znak,
Skończą obmawiać cię dopiero wtedy,
Gdy w trumnie z dębu już leżysz na wznak.
Możesz w osobnej i możesz we wspólnej,-
Przydział mieszkania nie trapi cię już,
Oto nieboszczyk - największy z nas farciarz,
Może mieć gdzieś urzędniczych rząd dusz.
W cieni królestwie, wśród zmarłych przyjaciół, -
Nic nie przeraża, nie musisz się bać,
A nam tu wciąż Bożej trzeba pomocy
Żeby na nogach - choć chwiejnie, lecz - stać.
Słyszę zarzuty: „on przecież śmierć sławi!”
Nie - tylko głośno przeklinam los zły:
Wszystkich nas kiedyś-tam, ktoś-tam zadławi, -
Z wyjątkiem tego, co snem wiecznym śpi.
|