Twoje oczy są jak nóż,
Spojrzysz na mnie, wtedy, cóż...
Zapominam, gdzie ja jestem, no i skąd.
Jak spode łba zerkniesz, to,
Niby tasak serca dno
Rozszarpuje, jakby czekał na mój błąd.
Jestem silny tak jak nikt,
A ostatnio jakiś byk
Padł z mej ręki, bo na drodze mojej był.
Mogę dłonią rąbać las,
Lecz zajmować cały czas
Się moralną twą naprawą nie mam sił.
Czy zdarzyło się choć raz,
Żebym z wódą poszedł w gaz?
A ty ciągle mi się szlajasz, nie wiem gdzie.
Skroję kwadrat albo dwa,
I do domu wracam, a
Ciebie nie ma, więc cię szukam całe dnie.
Tak złaziłem cały świat,
A przez kilka ładnych lat,
W różne miejsca się przez ciebie czasem szło.
Raz zrobiłem mylny krok
I ktoś nóż mi wsunął w bok,
Na OIOM-ie mnie odwiedzić nie miał kto.
Stary chirurg skalpel wziął,
Coś znieczulał, coś tam ciął.
Siedem dni i siedem nocy rany szył.
Jak narkozy przyszedł kres,
To wylałem morze łez -
Że dla zdziry zmarnowałem tyle sił.
Ciebie, łajzo, złapie strach,
Jak wypiszą mnie na dniach,
I zgotuję ci scenariusz jak zły sen.
Wezmę brzytwę albo kij,
A ty wtedy tylko drgnij,
I zobaczysz piękny finał swoich scen.
|