Ja wierzę w naszą gwiazdę cały czas,
Choć dawno żadne z nas jej nie widziało:
Nasz pociąg wypadł z torów już nie raz,
A nam się jakoś nigdy nic nie stało.
Niejeden grad nam z auta zrobił wrak,
Lecz również to nie bardzo coś nam zmienia -
Do grobu nie schodziliśmy i tak,
Wiedząc, że tam zakończą się marzenia.
Upadki, katastrofy, lecz wśród nich,
Umieliśmy odnaleźć ciepłe kraje...
Nadziei nie traciłaś nigdy ty,
A mnie się z wiarą nieźle wciąż udaje.
Spójrz, nawet dziś, tak lecąc nie wiem gdzie
I chociażby niesprawnym samolotem
Jesteśmy wciąż spokojni jak we śnie,
I nawet silnik zagra nam coś potem.
Bywały "Tu" i "Ił-y", "Jaki", cóż,
Zawsze wierzyłem, że w Paryżu czy Berlinie
Wylądujemy, bo nie zdoła żadne z mórz
Obojga nas pochłonąć w swej głębinie.
Wszystko ma kres, a ty najlepiej wiesz,
Ilu życzliwych właśnie nam go życzy,
Mówią, że my się rozbijemy w końcu też,
A moim zdaniem nas to nie dotyczy.
I jeśli zachoruje któreś z nas
Śmiertelnie według wszystkich słów lekarzy
Choroba minie już pod wieczór, niby kac
Ja dobrze wiem, że właśnie tak się zdarzy.
I niech by nawet gdzieś w Maisons-Laffitte
Rozbiła się nieznana wam rakieta,
My wiemy, że ujrzymy jeszcze świt,
I nikt nas nie oszuka, że to nie tak.
|