Tu igły u sosen kłaniają się w pas,
Tu ptaki szczebioczą trwożliwie,
Otacza cię dziki, zaklęty ten las,
Skąd uciec jest wręcz niemożliwe...
Niech czeremchy na wietrze się łamią i schną,
Płatki bzu tak jak śnieg opadają...
Wszystko jedno, ja przecież zabiorę cię stąd...
Do pałacu, gdzie flety zagrają.
Twój los czarownicy na długi tak czas
Ukryli przede mną i światem.
I myślisz, że światem jest tylko ten las
I nie ma już nic poza lasem.
Niech by rosa tych liści nie kryła swą łzą,
Niech by księżyc z chmurami był w sporze...
Wszystko jedno, ja przecież zabiorę cię stąd...
Do pałacu z widokiem na morze.
O której godzinie, ja nie wiem już sam,
Ty wyjdziesz naprzeciw nieśmiało.
I wezmę na ręce, by ponieść cię tam,
Gdzie innym się dojść nie udało.
I ukradnę cię wreszcie, tylko zgodę mi daj,
W końcu tyle już sił zmarnowałem...
Przecież ze mną w szałasie też możesz mieć raj...
Jeśli pałac z tarasem ktoś zajął...
|