Tu igły u sosen kłaniają się w pas, Tu ptaki szczebioczą trwożliwie, Otacza cię dziki, zaklęty ten las, Skąd uciec jest wręcz niemożliwe... Niech czeremchy na wietrze się łamią i schną, Płatki bzu tak jak śnieg opadają... Wszystko jedno, ja przecież zabiorę cię stąd... Do pałacu, gdzie flety zagrają. Twój los czarownicy na długi tak czas Ukryli przede mną i światem. I myślisz, że światem jest tylko ten las I nie ma już nic poza lasem. Niech by rosa tych liści nie kryła swą łzą, Niech by księżyc z chmurami był w sporze... Wszystko jedno, ja przecież zabiorę cię stąd... Do pałacu z widokiem na morze. O której godzinie, ja nie wiem już sam, Ty wyjdziesz naprzeciw nieśmiało. I wezmę na ręce, by ponieść cię tam, Gdzie innym się dojść nie udało. I ukradnę cię wreszcie, tylko zgodę mi daj, W końcu tyle już sił zmarnowałem... Przecież ze mną w szałasie też możesz mieć raj... Jeśli pałac z tarasem ktoś zajął...
© Mikołaj Kozak. Tłumaczenie, ?