Było tak, ja kochając cierpiałem.
Było tak, tylko o niej myślałem.
I widziałem ją często we śnie -
Amazonkę na koniu we mgle.
Na co mi była cała mądrość wielkich słów,
Kiedy na śniegu ślady stóp jej całowałem?
Co z tobą było, o królowo moich snów?
Gdzie cię zgubiłem, złudne szczęście, gdzie podziałem?
W duszach wiosna tańczyła co sił.
Ogień w myślach nam zawsze się skrzył.
Przy niej smutek, tęsknota i żal,
Bezpowrotnie leciały gdzieś w dal.
Dziś jej potrzebny bardziej całun niż mój śpiew,
Przez łzy wciąż śmieję się i płaczę bez przyczyny.
Bo wieczny chłód jej lodem pokrył krew
Przez strach przed życiem i przed śmiercią nie z jej winy.
Zrozumiałem, czas przestać już grać.
Nie ma sensu we śnie wiecznie trwać.
Przecież z fałszu utkana ta nić,
To jest miraż, ja nie chcę w nim tkwić.
Palę w pamięci resztki spojrzeń, gestów, słów,
I struny rwę, chcąc się uwolnić od marzenia.
Nie chcę być więcej niewolnikiem złudnych snów,
Nie chcę się kłaniać białym zjawom zapomnienia.
|