Nasze spotkanie było właśnie tym,
na co się czeka tak jak na nieszczęście.
Lecz w związek ten wskoczyliśmy jak w dym,
nie bacząc na ponure konsekwencje.
Zmniejszyłem ci znajomych dawnych krąg
i dzięki mnie stanęłaś znów na nogi,
lecz się za tobą ciągnął długi rząd
byłych partnerów, wszystkich z patologii.
Obiłem ryj twym kilku kumplom, fakt,
bo jakoś mi nie grali od początku,
choć oczywiście mogło być i tak,
że któryś z nich ogólnie był w porządku.
Co tylko chciałaś, zawsze mogłaś mieć
i każdy dzień dla ciebie był niezapomniany.
Mogłem pod pociąg co dzień rzucać się,
szczęśliwie każdy skok był nieudany.
I gdybyś ty czekała tego dnia,
kiedy mnie zawinęli do więzienia,
dałbym ci Teatr Wielki albo dwa;
stadion Spartaka też by był w tej cenie.
Ja zrobię wszystko, przecież dobrze wiesz.
Nie kłam i nie pij - zdradę ci wybaczę,
nieboskłon skradnę, jeśli tylko chcesz,
Kremlowskie gwiazdy i podmiejską daczę.
Teraz się ciebie boję cały czas,
boję się nocy, cichych i intymnych.
Tak jak mieszkańcy splądrowanych miast
wciąż boją się powtórki z Hiroszimy.
|