Kiedyś umrę, lecz cóż. Kiedyś wszyscy i tak umierają.
Gdybym wiedzieć dziś mógł, w jaki sposób opuszczę ten świat.
O zabitych się dba, im się śpiewa, rozpieszcza się rajem.
Żywy cięższy ma los, a umarli są przecież bez wad.
Padnę twarzą na piach, kiedy już całkowicie osłabnę.
Z moją duszą zaś koń wprost do raju rozpocznie swój cwał.
Zawsze chciałem tam wejść, chciałem w raju nazbierać ci jabłek.
Ale stoi tam straż, w każdej chwili gotowa na strzał.
Nagle stanął mój koń, tak jak gdybyśmy byli u celu,
Choć nie było tam nic, tylko piasek i pustka i chłód.
Ale takich jak ja już po chwili dostrzegłem tam wielu -
Na kolanach był tłum, czekający w milczeniu u wrót.
Rżał i parskał mój koń, jakby całkiem w tym wszystkim zwariował.
Ktoś ugłaskać go chciał, ale wierzgnął i skoczył gdzieś w tył.
Siwy starzec u wrót bardzo długo się z zamkiem mocował,
Jakby miał nie ten klucz lub po prostu zabrakło mu sił.
Lud cierpliwie wciąż stał, nikt nie wzdychał i skarg nie podnosił.
Tylko z przodu ktoś wstał, jakby chciał coś usłyszeć przez spiż.
Czy to prawda, że tam sam Pan Bóg wszystkim jabłka przynosi
I że tam właśnie są najpiękniejsze ogrody i krzyż.
Siwy starzec gdzieś znikł, coś po cichu uzgadniał ze strażą,
Ktoś mu dał inny klucz, z którym podszedł raz jeszcze do drzwi.
I ukazał się raj, ten, o którym śpiewają i marzą.
Więc tłum rzucił się w przód, skoro czekał u bram tyle dni.
Każdy wiele by chciał, ale ja mam dość prosty ideał -
Wierna żona po grób, kilku kumpli - i wszystko bym miał.
Dla nich ile bym mógł, tyle jabłek bym w raju nazbierał,
Ale stoi tam straż, w każdej chwili gotowa na strzał.
Wszystko działo się w mig, prosto w skroń wycelował mi anioł.
Czy naprawdę im żal kilku jabłek, by strzelać bez słów?
Ale nie ma co łkać, w takim raju by żyć się nie dało -
Wolę ziemię, więc cóż, z workiem jabłek powrócę tam znów.
Starzec w oczach miał łzy, martwy wzrok i policzki pobladłe.
Nagle przeszył mnie dreszcz - święty Piotr twarzą w twarz ze mną stał.
Wokół ogród, a w nim było mnóstwo i ludzi, i jabłek,
Ale stała tam straż, w każdej chwili gotowa na strzał.
Trzeba wreszcie stąd wiać, póki jeszcze od strzałów nie padłem.
Koń niech gna ile sił, a wędzidła skosztuję też sam.
Wiozę jabłka i wiem, że dla ciebie je wszystkie ukradłem.
Bo czekałaś jak nikt, żebym z rajskich wydostał się bram.
|