Wczoraj mi w knajpie opowiedział ktoś,
Że dziś atrakcje będą różnorakie;
Wódka i kawior, a prócz tego gość -
Uznany ekspert od budowy rakiet.
Trochę pamiętam. Z czystą wódką w szkle
I uśmiechnięty snułem się po sali.
Czasem zagadnął ktoś, normalna rzecz -
Odpowiadałem, jak mnie zapytali.
A on - jak sam kardynał Richelieu,
W typie dobrego wujka w starym skeczu,
Był dyrektorem tego atelier
I się w temacie rakiet dobrze nie czuł.
Miałem gitarę, miałem zapas strun,
Chwaliłem się, że ona też jest w modzie,
I może na naukę mamy boom,
Lecz do gitary też jest pęd w narodzie.
Zacząłem wrzeszczeć i rozbijać szkło,
Więc mi instrument podał któryś z gości,
A ja zagrałem, wszystkie na a-moll,
Piosenki o nauce i miłości.
I tylko jedna myśl wstrząsała mną:
Że skoro w rzekach, piszą, braki takie,
To skąd kawioru tyle? Skąd się wziął?,
I co też myśli o tym ten od rakiet.
On, obejmując w pasie panie dwie,
Udając, że niesiony jest muzyką
Myślał - jako dyrektor atelier -
O tym, co jutro powie pracownikom.
Potem się płaszczył, kłaniał mi się w pas,
I ciągle mówił „bądźmy przyjaciółmi”,
I nie odpuszczał, wszędzie za mną lazł,
„Wpadnie pan do mnie?” - cały czas tak truł mi.
Zerwałem więc specjalnie kilka strun,
Nie mówiąc, że mam komplet ich na zmianę.
Skłamałem: „Chętnie przyjdę w innym dniu,
Wtedy, gdy w gości zjawią się Marsjanie.”
Szedłem do domu, kiedy był już świt
A na ulicach pusto jak po bitwie.
I jeden uczeń pilny tak jak nikt
Po „piątki” szedł w samotnej swej gonitwie.
No cóż, tak w życiu właśnie jest,
Że „piątki” tylko pierwsi zawsze mają.
Lepiej się raczej nie snuć byle gdzie,
Nie odpowiadać, nawet jak pytają.
|