Nie lubię kiedy działam sam wbrew sobie,
I kiedy wszystko jest nie tak, jak chcę.
Nie lubię siebie, kiedy nic nie robię
I tylko leczę kaca albo śpię.
Potwornie mnie odstręcza zakłamanie,
Na zimny cynizm też mnie trafia szlag.
Nie lubię, gdy czytają mi przez ramię.
I patos też zupełnie mi nie w smak.
Nie lubię, gdy przerywa ktoś w pół zdania
Lub gdy w słuchawce słychać tylko szum.
Nie lubię też wystrzałów bez wahania,
A zwłaszcza w skroń, w tył głowy albo w tłum.
Nie znoszę alergicznie lizusostwa,
Nie znoszę, kiedy biorą mnie pod włos.
Cwaniactwa też mnie wkurza każda postać,
I wkurza dźwięk stukania nożem w szkło.
Nie lubię tryumfujących już przed startem -
Nauczka w tych przypadkach nie jest zła.
Słowo honoru nie jest wiele warte -
Bo słowo „honor” mało kto dziś zna.
I kiedy widzę połamane skrzydła,
Czyjąś udaremnioną podróż w dal -
Widzę bezsilność, co mi już obrzydła,
Tylko Chrystusa mi na krzyżu żal.
Nie lubię, gdy gnę kark przed oprawcami,
Gdy na niewinnych na mych oczach chce ktoś szczuć.
I gdy mi w duszę włażą z buciorami,
Tym bardziej, jeśli jeszcze chcą w nią pluć.
Nie lubię ceremonii i przemówień,
I sztuczność wieców też mi jest nie w smak.
Miliony tam rozmienia się po stówie
I nigdy nie polubię ich i tak.
|