O mnie mówi się wprost, że nie jestem geniuszem,
Z niepotrzebną dyskrecją, bo sam o tym wiem.
Na wyżyny zagadnień się wspinać nie muszę
Nie zrozumiem i tak, bo intelekt nie ten.
Kiedyś myśl wygłosiłem, że ocean to basen,
Co otwarcie wykpiono, a przecież to fakt,
No i nikt nie pamięta, że Einstein też czasem
Nie do końca miał trafne poglądy na świat.
Każde proste zdarzenie podsuwa mi wiersze
I choć trudno powiedzieć, że jest na nie szał.
Zmarły kumpel spod celi spojrzenie miał szersze -
Moją twórczość doceniał i dobrze ją znał.
Piszę zatem o wszystkim - o roślinach, zwierzętach,
Od niedawna przenikam też świat ludzkich zdrad.
Mój wydawca w lekturze się tak zapamiętał
Że na jego odpowiedź już czekam od lat.
Nie przekonał mnie zarzut, że brak „tego czegoś”
Tej poezji tworzonej wśród potu i krwi,
Jeśli kogoś nie zmraża jej moc do żywego -
Widać do niej nie dorósł, dlatego z niej drwi.
Więc gdy oczy przecieram pijany w delirium,
Drżącą dłonią skreślając linijkę czy dwie -
Walczę, żeby nie zgubić struktury i stylu,
By Komitet Noblowski rozważył i mnie.
|