Dałem lekko w gaz,
jadę w ciemny las.
Siły nie brak mi,
może coś na bis?
Pieśni dziarskich
sto śpiewam cały dzień,
Jak kochałem raz
pewnych oczu czerń...
To stępa, to truchtem
konie moje szły,
Co i raz spod ich kopyt
błota trafiał mnie bryzg.
Ale co mi tam błoto!
Splunę, wytrę twarz,
Łyka z gwinta pociągnę
i zaśpiewam, ze ha!
"Oczi czornyje..." -
jak kochałem was...
A u flaszka dziś
chyba jest bez dna...
Potrząsnąłem łbem,
coś zgęstniała mgła,
Rozejrzałem się
i gwizdnąłem aż!
Las, jak czarny mur - nie chce puścić mnie,
Konie strzygą uszami, strach jeży psu grzbiet.
Gdzie przecinka? Gdzie dukt? Zgasło światło dnia.
Igły kłują do krwi, klimat zmienić bym rad!
Śmigłe konie me -
cóż wam spieszno tak?
Ej, kochane - co jest?
Tam bezdroża, nie trakt!
Wiśta! Czemu w tył?
Bębni deszczu jad,
Złą powietrze ma woń...
przemknął wilk jak wiatr!
Dureń spity w sztok! W dym zalałem się!
Zguby nadszedł czas - teraz widzę to, wiem.
Z nowej talii mych kart chytrze asa ktoś skradł.
Teraz asem tym będzie śmierć ze mną grać!
I drę się na wilki:
"A żeby was szlag!"
Dwójkę koni w galop
poderwał już strach
Na ich bokach co raz
widzę piany biel,
Strzelam z bata i...
"Oczi czornyje"!
Charkot, tętent i zgrzyt, szklisty dzwonków brzęk
Ostro w mózgu świdruje i gnamy wciąż hen!
Moje konie kochane - dziś zamęczę was.
Czy szalony ten bieg będzie wiecznie trwać?
Gubiąc koła w pogoni
odnaleźliśmy trakt
I daleko za nami
został zły czarny las.
W piach upadłem bez tchu,
wytrzeźwiałem w mig
Odetchnąłem i resztkę
zebrałem swych sił.
Ech, me wierne koniki!
Nie zawiodłyście mnie
Więc do samych kopyt
wdzięcznie wam kłaniam się.
Koniec z tobą - myślałem -
zimny z ciebie już trup!
Niech was Bóg błogosławi,
żem cały i zdrów!
Ileż poszło na stos
Ile poszło na dno
Gdzie me rzucał mnie los...
Jednak żyję wciąż.
Lecz w piosence mej
Ciągle pointy brak -
"Oczi czornyje,
skatert belaja..."
|