O nie! Nie równina, tu klimat nie ten.
I patrz: Lawina - normalka co dzień!
Co raz gdzieś kamień spada, że zda się - głaz.
Ominąć ten próg zapewne byś mógł,
Lecz my tu szukamy trudnych dróg -
Nęcących, jak na froncie wroga ślad.
Czy góry ten zna kto nie był ni dnia
Wśród mgły, gdy wiatr w szczelinach gra?
W dolinie nawet niech złapie i worek gwiazd...
Tam w dole nigdy, no, choćbyś pękł -
Nie pojmiesz bracie, co ból, co lęk.
Prawdziwe cię szczęście minie, bracie, nie raz.
Kwiat na jedlinie, krepa i łzy?
Czy o nagrobku ktoś tu śni?
Wystarczy kamień, który wieczny sen dał.
Szczyt płonie co dzień - ogromny znicz!
Lód na nim będzie w słońcu skrzyć...
A on nie zdobyty będzie nad tobą stał.
Pion ściany przed tobą, więc śmiało pod szczyt -
Na sukces zbyt łatwy nie liczy tu nikt.
Nikt w górach nie ufa gładkości lodowców i skał.
Lecz możesz tu liczyć, gdy siły brak
Na rękę kumpla i wbity hak.
- A Bóg żeby jeszcze wytrzymać twej linie dał...
Gdy w skale tniesz stopnie - nie patrzysz już w tył.
W napięciu okropnym wciąż w przód, resztką sił.
Rwie serce do szczytu - nie zabrzmi w nim fałsz, ni zgrzyt,
Świat cały na dłoni, a ty w szczęściu swym
(Bo któż ci zabroni?) - zazdrościsz już tym
Co gór nie zaznali, lecz wkrótce też ruszą na szczyt!
|