Był zakątek taki, był
W mrocznej, złej guberni...
Zuch ci jeden, co tam żył,
Zebrał w życiu cierni...
Krzywdy popił, i to jak, i to jak! -
Popił wprost garściami...
I goryczy poznał smak -
Gorszy już nieznany.
Pij truciznę, kwartę kropnij,
Darmo dają, uwierz w cud!
„Pleć się, sznurze, pleć, konopny..."
Spleciesz się, jak zawsze, w knut!
Los nim miota - jak tu żyć?
Co na drodze czeka?
Między palce życia nić
Wplata się, przecieka...
Kto poczuje drogi smak, drogi smak,
Życia wir bogaty,
Już go prosto wiedzie szlak
Aż za lite kraty!
Nie płacz! Śmiej się! Bądź roztropny!
Łzy widziane tutaj źle!
„Pleć się, sznurze, pleć konopny..."
Zawsze zdążą skrócić cię!
Ech, kraino, nie znasz łask!
(Któż rozwali głową mur?)
- Zdobi cię topora blask
I konopny, gładki sznur.
A wisielcom szatan sam, szatan sam
Liże gołe pięty!
Krzywdo - matko, skąd cię znam?
Losie mój przeklęty!
Nie klnij marzeń swych pochopnych,
Zagryź zęby, bądźże chwat!
„Pleć się, sznurze, pleć konopny..."
Spleciesz się, jak zawsze, w bat...
Noc mroczniej sze myśli śle...
Cieśli spieszno, i choć leń,
To przed jutrznią zdążyć chce
(Nie przystoi wieszać w dzień...)
Nie myśl o tym, kładź się śpij, kładź się śpij!
Termin - to ich sprawa.
Za to pętla, mówię ci,
Gładka, choć grubawa.
Kładź się, ogrzej, ziąb okropny!
Kaźni swej nie prześpisz, nie!
„Pleć się sznurze, pleć konopny..."
Zawsze w pętlę spleciesz się...
|