Jedziesz pociągiem, czy autem zasuwasz, Winka wypijesz - piechotą i cześć! W dobie techniki, sam bracie przyuważ, Trudno to życie do końca ci przejść. Nagła awaria, zwykły przypadek - Czarny karawan na .,Ziła'' tył wpadł! Doznał obrażeń kierowca i świadek Tylko nieboszczyk bez szwanku i strat. Płaczki przez zęby szlochały banalnie, Diakon fałszował, ponury jak grób. Marsza orkiestra sknociła fatalnie, A bez zastrzeżeń był tylko sam trup. Były naczelnik i tajny pośrednik - W czoło cmokali ze łzami, bez słów. Fakt, z obrzydzenia formalnie aż bledli. Trup był spokojny, zwyczajnie, jak trup. Wtem jasny grom ścianą deszczu spadł z nieba! Obcy przyrodzie i umiar i.takt! Wszyscy uciekli pod dachy i drzewa, Tylko nieboszczyk nie uciekł, bo jak? A cóż mu tam deszcz? Czy to lipiec, czy grudzień? Żywym zaś ducha i hartu wciąż brak. Tak, czy inaczej - umarli też ludzie, Choć w czasie całkiem już przeszłym, to fakt. Łatkę ci przypną, to ma swoją wagę, Albo pogonią, aż braknie ci tchu! - Zwracać i na to przestaniesz uwagę Gdy się w trumience ułożysz do snu. W własnej mogile czy może w zbiorowej? Tobie to zwisa, ty leżysz jak gość. Zmarły w ogóle to facet morowy, Trosk nie przysparza, wszystkiego ma dość! Carstwo niebieskie, kraina słodyczy... A my pod strachem, jak przeżyć, co zjeść? Tych, co umarli ten strach nie dotyczy, Mają to z głowy i mają to gdzieś! Rzeźnie pracują dzień w dzień pełną parą, Ktoś tam co chwila zalewa się krwią... Każdy ma szansę być duchem i marą, Prócz tych, co w niebie od dawna już są. Mówią, że chwalę umarłych zalety. Nie, ja po prostu paskudny los klnę! Wszystkich nas kiedyś wykończą, niestety... Tak, oprócz tych, którzy wiecznym śpią snem.
© Wacław Kaleta. Tłumaczenie, 1989