Zapytałem cię: “Co tak pociąga was na szczyt?” -
A tyś na góry szła, ty w bój się rwałaś tak,
“Czyż ci Elbrus z samolotu nie jest piękny zbyt?” -
Roześmiałaś się, biorąc mię na szlak.
Odtąd dla mnie bliską stałaś się, łaskawą jak nikt,
Alpinistko ty ma, bóstwo moje wśród gór!
Kiedy pierwszy raz z przepaści wyciągałaś, bom znikł,
Uśmiechałaś się ty, moje bóstwo wśród gór!
Potem za szczeliny te przeklęte wszystkie wnet,
Gdy kolacją swoją trafiłaś w gust,
Razy dwa leciutko tak walnęłaś ty w mój grzbiet,
Ale nie krzywda, tylko zachwyt rwał się z ust:
Jakże teraz jesteś bliską i łaskawą jak nikt,
Alpinistko ty ma, moje bóstwo wśród gór!
Każdy raz z przepaści wyciągając znowu, gdym znikł,
Ty beształaś mię znów, alpinistko wśród gór!
Potem, każdy raz, gdy góry zwały nas na szturm,
Kiedyż i ja udowodnię ci znów, żem coś wart?
Asekurowałaś z przyjemnością mię za sznur,
Alpinistko ty ma! Skądże duszy twej hart?
Ale jakżeś znów daleka i niełaska wojak nikt,
Alpinistko ty ma, bóstwo moje wśród gór!
Każdy raz z przepaści wyciągając znowu, gdym znikł,
Ty uczyłaś mię trwać, alpinistko, wśród gór!
W ślad za tobą się wspinałem już z ostatnich sił,
Blisko byłaś, w zasięgu moich rąk.
Gdy dosięgnę, powiem ci: “Kochanie, kres to był...”
Tu zerwałaś się, lecz twierdziłem w krąg:
Jakże bym cię bliską i łaskawą dla mnie mieć chciał,
Alpinistko ty ma, moje bóstwo wśród skał!
Aż nareszcie z tobą jeden nas połączył sznur:
Zdobywcami jesteśmy wśród gór.
|