W restauracji na ścianach tu obraz i tam:
“Trzy niedźwiedzie” i “Książę, co zginął”.
A za stołem kapitan rozmieścił się sam.
“Miejsce wolne?” - spytałem. On skinął.
- Chcesz zapalić? - “Kazbeków” nie palę. - To nic,
Wypij ze mną, daj szklankę tę nową.
- Póki dla mnie przyniosą... - Nalewam, masz pić!
Bądź mi zdrów! - Będę obowiązkowo!
- No to cóż - kapitana ogarnął już chmiel -
Wódkę pijesz ty pięknie, wszelako.
A czyś widział ty czołg, gdy cię bierze za cel?
Czy chodziłeś choć raz do ataku?
Byłem jeszcze kapralem, pod Kurskiem był bój,
Straszne lata przeżyłem w tej wojnie.
Wiele dobra i zła rzucał w oczy los mój,
Byś ty, chłopcze, dziś mógł żyć spokojnie!
On się wściekał i pił, za nim w ślad piłem też,
Aż nareszcie rozgniewał mię sporem,
Więc zadałem mu cios: “Kapitanie, czy wiesz,
Ty już nigdy nie będziesz majorem!”
On zapłakał, pytając, kto ojciec, skąd ród,
Krzyczał, szarpiąc czuprynę swą rudą:
Ja oddałem za ciebie me lata i trud,
A ty trwonisz swe życie, paskudo!
Posłać by cię na bój, w rękę ostrą dać stal.
Szkoda słów, gdy już wódka wypita!"
Więc siedziałem jak w szańcu pod Kurskiem wśród salw,
Gdzie kapralem był wtedy kapitan.
|