W ten wieczór nie śpiewałem, nie.
Bez picia byłem jak we śnie,
Patrzyłem na mu, jak patrzą dzieci.
Był przy niej len, co kiedyś, lecz
Powiedział mi, bym poszedł precz,
Powiedział mi, bym poszedł precz,
Że mi nie świeci.
I ten, co kiedyś przy niej był,
Znieważał, groził mi co sił,
Pamiętam wszystko, nie byłem pijany!
A gdy zdecydowałem pójść,
Przed progiem ona: “Nie śpiesz, stój!”
Z nadzieją rzekła: “Nie śpiesz, stój!
Odejdziesz rano”.
Lecz temu, co tam przy niej był,
Jam chyba się w pamięci wrył,
I raz we wrześniu, i raz we wrześniu
Z kolegą idę, widzę stąd:
Stanęli oni milcząc w rząd,
Stanęli oni milcząc w rząd,
Ich było sześciu.
Miałem przy sobie nóż, więc myślę: cóż!
Tak prosto mię nie weźmiesz już,
Czekajcie, gady, czekajcie, gady!
Daremnie nie chcąc leźć na stos,
Zadałem wtedy pierwszy cios,
Zadałem wtedy pierwszy cios,
Bo tak wypada!
Lecz ten, co kiedyś przy niej był,
Zamieszał kaszę, nie szedł w tył,
Chciał bić na serio, z całą siłą:
Ktoś z nich już, wjechał mi na grzbiet -
“Wałacha, strzeż się!” - krzyknął wnet,
“Wałacha, strzeż się!” - krzyknął wnet,
Lecz późno było!
Za osiem grzechów - karę znam,
W więzieniu także szpital mam,
Wiec poleżałem tam, poleżałem.
Ciął skalpel wszerz i wzdłuż jak sierp,
A lekarz mówił: “Brachu, cierp”,
A lekarz mówił: “Brachu, cierp”,
No to cierpiałem.
Rozłąka szybko przeszła już.
Nie doczekała się mnie, cóż,
Wybaczyć mogę jej, bo jak inaczej?
Wybaczyć dla niej - starczy sił,
Lecz temu, co tam przy niej był,
Lecz temu, co tam przy niej był,
Już nie wybaczę.
|