Grzbiet lodowca ostry niby nóż,
Idziesz, wzrok twój aż do szczytu sięga.
Góry śpią, wdychając obłok już,
Wydychając lawin inietną wstęgę.
Lesz na tobie ich spoczywa wzrok -
Jakby pokój był ci obiecany.
Przestrzegają, śledząc każdy krok,
Czeluściami szczelin skalnej ściany.
Góry wiedzą - groźny nastał czas,
Szary dym w dolinę się przeciska.
Czy odróżniał wtedy któryś z was,
Gdzie lawina, a gdzie grom pocisków?
Gdy o pomoch prosisz, kiedyś spadł -
Głośnym echem się odezwą skały,
Nad przełęczą wieść rozniesie wiatr
Z echem gór, jak radio-fal sygnały.
I gdy już na szczycie zagrzmiał bój,
Byś przez wroga nie był wyśledzony,
Każdy kamień był, jak pancerz twój,
Skały same brakły cię w ramiona.
Mówią: “Mądry nie pcha się na grzbiet”,
Tu poszedłeś - nie wierzyłeś słuchom -
I zmiękł granit, i lód topniał wnet,
I u nóg twych obłok słał się puchem...
Gdybyś w wiecznym śniegu polec miał,
To nad tobą niby nad kimś bliskim
Skłonią siwe głowy szczyty skał,
Jak najtrwalsze w świecie obeliski.
|